Poniższy felieton był drukowany w "Gazecie Wyborczej" dn. 13.08.2003, a pobraliśmy go z serwisu www.gazeta.pl jako przykład szczególnego rodzaju metaforyki, występującej w licznych publikacjach ekonomicznych, głównie bankowych i giełdowych. Cenny to dla nas materiał edukacyjny. |
O nieuchronności jastrzębienia Janusz Jankowiak * W uszczuplonej po śmierci Janusza Krzyżewskiego dziewięcioosobowej Radzie Polityki Pieniężnej większość zyskali "jastrzębie", dla których obecny poziom stóp jest już na granicy ryzyka. Atut głosu rozstrzygającego, jakim dysponuje przewodniczący rady, prezes NBP, kiedy przy głosowaniu jest remis, przeszedł na krótko do historii. Inaczej mówiąc: nieparzystość rady osłabia pozycję Leszka Balcerowicza. Ale jest to osłabienie uleczalne. Już bowiem wybór uzupełniający reaktywuje wcześniejszy układ sił. Władza nad krótkoterminowymi stopami procentowych na powrót trafi w ręce prezesa NBP. Stanie się tak dlatego, że - jak doskonale wiemy - wybrany będzie nie "jastrząb" (co jak amen w pacierzu podkopałoby pozycję Balcerowicza) lecz zdeklarowany "gołąb". Niektórzy nie bardzo to łapią, więc spróbujmy jeszcze raz, powolutku, rzecz wyłożyć. Szczególnie proszę posłów, żeby się nie zniechęcali. Otóż wcześniej przy dziesięcioosobowej radzie mieliśmy: pięciu przeciwników nadmiernego luzowania polityki pieniężnej, trzech zwolenników głębszego cięcia stóp, Janusza Krzyżewskiego głosującego różnie (swing voter), ale w głosowaniach decyzyjnych zawsze popierającego szefa rady, oraz Leszka Balcerowicza dysponującego dzięki temu przy praktycznie każdym rozdaniu decydującym głosem, a zatem swobodnie przeważającego szalę na rzecz redukcji lub niezmienności stóp, wedle uznania. Po zapełnieniu wakatu jedyna różnica będzie polegała na tym, że (przynajmniej na początku) zniknie swing voter, a liczba zdeklarowanych zwolenników cięć wzrośnie do czterech. Dzięki temu, przyłączając się do nich lub nie, Leszek Balcerowicz co najmniej do końca roku odzyska pełną kontrolę nad polityką stóp procentowych. I tego mu, kochani posłowie, nie odbierzecie, choćbyście wybrali nie Jana Czekaja, tylko tę panią, która ma w oczach wiadomo co. A teraz posuńmy się w zbożnym dziele nauki kreatywnego myślenia o jeszcze jeden drobny kroczek naprzód. Są uzasadnione przesłanki, by przypuszczać, że jeśli w najbliższym głosowaniu 27 sierpnia nie weźmie jeszcze udziału (z powodów proceduralnych) wyłoniony 26 sierpnia nowy członek RPP, a zapalonego rowerzysty Marka Dąbrowskiego nie będzie na posiedzeniu, prezes Balcerowicz poprze redukcję stóp o 25 pkt. baz., przeważając szalę przy równym rozkładzie głosów 4:4. Dlaczego miałby zrobić coś tak nierozsądnego? To proste - żeby później spokojnie głosować przeciw redukcji na posiedzeniu we wrześniu, kiedy po uzupełnienie składu rady o "gołębia" dość powszechne będą oczekiwania na luzowanie polityki pieniężnej. Bo nowy "gołąb" w radzie musi wepchnąć Balcerowicza w objęcia starych "jastrzębi", czyli tam, gdzie nieco wcześniej trafił już - tym razem na dobre - Bogusław Grabowski. Mogą się więc mocno zdziwić ci, którym tak niesłychanie zależy na błyskawicznym wyborze, zaprzysiężeniu i udziale w głosowaniu pana Czekaja już 27 sierpnia. Moim zdaniem taki pośpiech oznaczałby murowany brak cięcia. Wiem, że w tym makiawelizmie niektórzy już zaczynają się gubić. Ale spokojnie, to jest do ogarnięcia rozumem. Chodzi przecież o dwie rzeczy równocześnie - o wyhamowanie oczekiwań rynku na kolejne redukcje stóp procentowych, a zarazem o to, by nie zaaplikować gospodarce szoku monetarnego w postaci 200-pkt. redukcji stóp na inauguracyjnym posiedzeniu nowej rady. Krótko mówiąc, żeby stóp za bardzo nie opuścić, ale też nie trzymać ich za wysoko. Szef banku centralnego porusza się po bardzo wąskiej i chybotliwej kładce. Popierając redukcję w sierpniu i odmawiając jej poparcia we wrześniu, Balcerowicz umocniłby przekonanie, że w przyszłości będzie się częściej przyłączał do grupy "jastrzębi" niż do "gołębi". Upowszechnienie się takiego poglądu mogłoby z kolei pomóc obniżyć rentowności na krótkim końcu krzywej dochodowości (tak stało się ostatnio po niespodziewanej redukcji stóp procentowych przez czeski bank centralny), czyli rynkowe stopy poszłyby w dół. Oczywiście nie znaczy to, że po sierpniu sekwencja redukcji stóp NBP zostałaby definitywnie zamknięta. Niemniej jednak, biorąc pod uwagę ewentualny poziom stopy repo we wrześniu (5 proc.), jej spadek na koniec roku poniżej 4,50 byłby już zupełnie nierealny, gdyż wymagałby redukcji w każdym z trzech miesięcy ostatniego kwartału. A w coś takiego nie wierzy nawet mój najbardziej optymistyczny kolega z zespołu, Jacek Kotłowski. Różnica między cięciem w sierpniu (jeszcze bez "gołębia") i we wrześniu (już z "gołębiem") jest więc - choć brzmi to dziwnie - fundamentalna. Gdyby bowiem redukcji w sierpniu nie było, a nastąpiłaby ona we wrześniu, rynek obstawiałby dalsze głębokie cięcia, szacując stopę interwencyjną na koniec 2004 r. już przy nowej radzie na 2,50 proc., co odpowiada przewidywaniom rządu zawartym w założeniach do projektu przyszłorocznego budżetu. A jest to, bez wątpienia, o jeden most za daleko. Jak widać, redukcja w sierpniu i brak cięcia we wrześniu stworzyłyby prezesowi NBP sytuację prawdziwie komfortową. Rynek zacząłby wówczas dyskontować na ostatni kwartał tylko jedno cięcie, a towarzyszyłoby temu przekonanie o odzyskaniu przez Balcerowicza kontroli nad radą. Przesuwanie się szefa NBP na pozycję bliższą "jastrzębiom" byłoby odnotowane nawet przez najbardziej roztargnionych analityków. Oznaczałoby to dyskontowanie na koniec tego roku stopy repo w wysokości 4,75 proc. Nowa RPP rozpoczęłaby kadencję od stóp realnych na poziomie nieprzekraczającym 1,75 proc. Przestrzeń dla dalszej redukcji stóp nie przypominałaby więc w niczym rozległych stepów Akermanu, co roi się dziś jeszcze poniektórym politykom decydującym o obsadzie przyszłej rady. Ta przestrzeń będzie raczej cieśninką. Tym węższą, im bardziej zawęzi ją w ostatnich miesiącach tego roku prezes NBP. Z nominacji parlamentu do nowej RPP trafią zwolennicy luźnej polityki monetarnej. Prezydent, dobierając trzech członków rady, będzie się pewnie starał przywrócić elementarną równowagę sił. Generalnie - im bardziej zdeklarowani zwolennicy luźnej polityki monetarnej trafią do rady z nadania parlamentu, tym bardziej "jastrzębich" kandydatów będzie musiał desygnować prezydent. Biorąc pod uwagę poziom realnych stóp procentowych na początku kadencji nowej rady, w każdym wypadku prezes NBP będzie już jednak bardziej "jastrzębi" niż w ostatnich dwóch latach, kiedy to swoim głosem przeważył szalę na rzecz redukcji stóp w blisko połowie przypadków. Pointa pewnie niektórych nieprzyjemnie zaskoczy, ale cóż warte jest życie bez niespodzianek. Otóż, jeśli z sześciu członków nowej rady wybranych przez parlament Balcerowiczowi uda się pozyskać tylko jedną osobę, z której uczyni swing voter, szef banku centralnego odzyska taką władzę nad oficjalnymi stopami procentowymi, jaką dysponował za kadencji obecnej rady. Tylko że tym razem będzie już tej władzy używał dla wspierania "jastrzębi". Zauważyłem, że napisał mi się najbardziej optymistyczny tekst od dobrego roku. Panie pośle Lepper, proszę przyjąć wyrazy współczucia. * Janusz Jankowiak jest głównym ekonomistą grupy BRE Banku |