POKRĘTNY JĘZYK PANA DOKTORA
Wodolejstwo, owijanie w bawełnę, pozorowanie naukowości tekstu, używanie
rozwlekłych zwrotów, a zwłaszcza barokowych konstrukcji stylistycznych
w pracach naukowych jest słusznie uważane za istotne uchybienie.
Hans Selye ("Od marzenia do odkrycia naukowego", PZWL,
Warszawa 1967) przestrzega przed takimi błędami i podaje wiele ważnych
wskazówek, jak należy pisać prosto, zrozumiale. Uważa, że im łatwiejszy
język, tym większe należy się uznanie autorowi. W polszczyźnie lekarskiej
za przykład mogą służyć książki Antoniego Kępińskiego. Niestety takich
twórców jest u nas niewielu.
Wielka to bowiem sztuka! Z przykrością wyławiam z pamięci przypadki,
kiedy klarownie napisane prace, pod względem stylistycznym dostępne nawet
dla zupełnych laików, były z tego powodu odrzucane przez promotorów, redaktorów
czasopism i wydawnictwa naukowe. Bardzo nad tym bolał wybitny znawca języka
lekarskiego Zbigniew Woźniewski, wytykali i inni, ale wciąż się
wydaje, że te głosy mają bardzo słabe echo. Jarosław Rudniański
("Sprawność umysłowa", Wiedza Powszechna, Warszawa 1972) pisał
o tym następująco:
(...) Wiele osób, nawet wśród znających nieco dane zagadnienie,
często nie potrafi rozróżnić tekstu, który "musi" być skomplikowany
(gdyż samo zagadnienie jest skomplikowane), od tekstu, który skomplikowany
jest tylko dlatego, iż autor nie ma daru jasnego wyrażania własnych
myśli. Niekiedy nawet autor woli swoje myśli wyrażać w sposób zawiły
i mało zrozumiały - proste i mało istotne zagadnienie wydaje się wtedy
"naukowe"! Można np. powiedzieć: "Jest rzeczą oczywistą,
że występujące różnice poziomów przy względnie małej długości działki
powodują, iż profil terenu wyklucza zużytkowanie go jako potencjalnego
obiektu działalności sportowej" - a można też wyrazić tę
samą myśl inaczej: Teren jest za stromy na boisko sportowe"!
Czyż jednak owo pierwsze powiedzenie nie brzmi dla niektórych ludzi
bardziej "naukowo", bardziej ściśle? W rzeczywistości wcale
tak nie jest, lecz nie każdy potrafi to zauważyć, gdyż urok zagmatwanych
zdań jest wielki. Fakt, iż zdanie trzeba trzy razy przeczytać, aby odkryć
najprostszy sens, stanowi dla niesnobistycznego czytelnika przeszkodę
w pracy. Na marginesie zaznaczamy, iż jedynie wysokiej klasy pracownik
naukowy potrafi otwarcie i publicznie powiedzieć swojemu rozmówcy o
tej samej specjalności nie rozumiem (...)
Po tym sugestywnym cytacie warto dorzucić coś z naszej, lekarskiej łączki
i zachwycić się przemyślnością autora (nazwisko dość znane) takiego oto
tekstu:
Kryterium, wyróżniającym zawody, posiadające własną etykę, jest
bezpośrednie dysponowanie przez wykonawców danej profesji niekwestionowanymi,
powszechnie uznanymi i cenionymi społecznie wartościami, jak np.: życie
i zdrowie, wolność, wychowanie i kształcenie. Realizacja przykładowo
wymienionych wartości społecznych przez przedstawicieli odpowiedniego
zawodu: lekarza, adwokata, nauczyciela, czy dziennikarza, niejednokrotnie
przez decyzje jednoosobowe, nakłada na wykonawców tychże profesji szczególne
powinności, znaczenie wyższe niż na przedstawicieli innych zawodów.
Jest to zasadniczy powód tworzenia i uzasadnienia istnienia zbiorów
norm (kodeksów i przysiąg), reglamentujących postępowanie wykonawców
tych zawodów.
Konia z rzędem temu, kto czytając te panadoktorskie słowa od razu wszystko
zrozumiał i nie musiał się cofać do początku ustępu. Trzeba wyjaśnić,
że mowa tu o deontologii i że zawartą w cytacie myśł można wyrazić na
przykład tak:
Od lekarza, adwokata, nauczyciela czy dziennikarza wymaga się szczególnie
dużo, bo zajmują się tak ważnymi sprawami jak np. życie i zdrowie, wolność,
wychowanie, kształcenie. Dlatego stworzono zbiory norm postępowania
(kodeksy, przysięgi) dla tych właśnie zawodów, a ich przedstawiciele
są zobowiązani do postępowania według zasad etyki zawodowej.
Ten przykład, zaczerpnięty z książki lekarskiej, po prostu przeraża.
Stwierdzenie podstawowego faktu zostało podane w słowach, które zmuszają
czytelników, aby padli na kolana przed wywodem niezwykle skomplikowanym
(w domyśle: przed autorem). Spomiędzy wierszy zdaje się przeciskać uwaga:
lepiej odłóż tę książkę, bo jesteś durniem.
Tak właśnie często się dzieje. Czytelnik odkłada książkę, bierze inną
lekturę, a o tej na zawsze zapomina. Nie ma większej kary dla autora niż
zapomnienie, lecz czytelnikowi dzieje się krzywda jeszcze większa.
Piotr Müldner-Nieckowski
(wg: Polski Tygodnik Lekarski nr 26, 29.06.1981)
|