Porady językoznawcy
© Krystyna Gąsiorek
W sprawie «włączać» (czytam tylko «włonczać»)
W "Nowej Polszczyźnie" 1/99 w rubryce Listy ukazał się tekst pana
dr. hab. Mirosława Skarżyńskiego zaczynający się od słów I ja się włączam
(włanczam)... List dotyczył moich: kategorycznych sformułowań na temat
wymowy włączać,
wyłączać jedynie jako
włonczać,
wyłonczać (zob. "NP" 3/98). Fakt - zalecałam
i w dalszym ciągu zalecam tylko taką wymowę.
Autor polemicznego listu próbuje wyjaśnić, dlaczego tak często obok
włonczać, wyłonczać słyszymy
włanczać, wyłanczać. Pisze:
Różnica między wyłączyć i
wyłączać
(wyłanczać) jest przede wszystkim aspektowa;
Jak się wydaje, trzeba powiedzieć, że w rdzeniu
-łącz- mamy właśnie samogłoskę
[o] i ta właśnie samogłoska jest
uświadamiana, tj. słyszana i wymawiana
przez współczesnych Polaków i dlatego mogła być wymieniona na
[a] (ustne). Według mnie, zdania te mogą
też świadczyć o "fałszywej analogii".
Teraz wypadałoby się "zająknąć" - jak sugeruje Autor - na temat artykułu J.
Tokarskiego z roku 1937, ale przecież w "Poradniku Językowym" z lat
1936/37 i 1937/38 nie była publikowana ani jedna praca Tokarskiego. Czyżby
szło o dyskusyjny materiał Funkcje kategorii gramatycznych z rocznika
1938/39, z. 7, s. 111-117 z fragmentem: chodzi tu o oboczności
przyrostków takie, jak pędzić - pędzać,
widzieć - widywać, w połączeniu nieraz
z obocznościami rdzeni, jak nieść
-nosić, wieść - wodzić [s.
113]?
Nie mogę się zgodzić ze zdaniem: Stosunkowo najłagodniej odniósł się do
włanczać W. Doroszewski w "Poradniku
Językowym" z 1960 r., wskazując na powód pojawienia się
-a- w miejscu, gdzie - co prawda -
historycznie była samogłoska nosowa [ą], ale
współcześnie jest [o], a więc są warunki
sprzyjające analogii par wykończyć -
wykańczać.
Otóż Doroszewski pisał na ten temat w "Poradniku Językowym" wielokrotnie, ale
nie uznałabym jego sądów za łagodne. Porównajmy np. stwierdzenia w rocznikach
1936/37, z. 4/5, s. 83: Nie można tych form (włanczać -
wyłanczać - K. G.) uważać za literackie, choć w Warszawie istotnie
spotyka się je bardzo często; 1960, z. 10, s. 472: Takim samym
wariantem (jak wykończyć - wykończać - K.G.) mogłaby
być i forma wyłanczać obok
wyłączać, ale w tym wypadku za poprawną w
tekstach pisanych, choć niezbyt rażącą w mowie potocznej, uchodzi tylko
wyłączać. Momentem rozstrzygającym jest
prawdopodobnie to, że w postaci graficznej wyrazu
wyłączyć mamy jedną literę
ą, wprowadzanie więc jako jej odpowiednika
dwuliterowej grupy an wydaje się rażące;
1965, z. 5, s. 224: Lepiej tej formy (wyłanczać - K.
G.) unikać; 1973, z. 3, s. 175: Ponieważ samogłoska oznaczana za
pomocą litery ą (a z ogonkiem) jest
wymawiana jako nosowe o, więc formie
wyłączyć przeciwstawiają niektórzy formę
z samogłoską a - wyłanczać. Nie jest to
forma poprawna.
Wydaje się, że rzecz całą można by nawet zacząć nie od - jak pisze pan
Skarżyński - Słownika ortoepicznego. Jak mówić i pisać po polsku
Stanisława Szobera [Wydawnictwo M. Arcta, Warszawa 1938, s. 553], lecz od
wcześniejszych - z roku 1927 - Roztrząsań w "Poradniku Językowym". Cytuję:
Zagłębianie się w różne uczone teorie, jak np. w teorię nawarstwień
morfologicznych, dla naszych celów jest niepotrzebne, zwłaszcza, jeśli prowadzi
do obrony krotochwilnych zgoła form spaźniać się,
wyraszać lub wyłanczać -
bella gerant alii (niechaj inni prowadzą wojny - K. G.) [J. Rzewnicki,
"Poradnik Językowy" 1927, z. 2, s. 25].
Dzisiaj jednak nie można już formy włanczać uznawać za krotochwilną, czyli
wesołą, groteskową, bo szerzy się niepomiernie, ale czy należy ją popierać?
Czy zawsze uzusowi językowemu (zwyczaj) trzeba się
bezwolnie podporządkowywać? Moim zdaniem, nie. Pozostaję przy swoim
sposobie "uprawiania językowej pedagogiki" i w dalszym ciągu za niepoprawne
uważam formy włanczać i wyłanczać (podobnie,
jak czynią to autorzy współczesnych słowników poprawnościowych), chociaż zdaję
sobie sprawę, że: Źródłem tego błędu - który zresztą jest
tak rozpowszechniony, że na potępienie nie zasługuje (podkr. moje)
- są różne fałszywe analogie [M. Bańko i M. Krajewska, Słownik
wyrazów kłopotliwych, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994, s. 351].
|